Dziękujemy! 27.09.2023

WYWIAD Z KRZYSZTOFEM BARTOSZEM AKTOREM TEATRU ITAN

WYWIAD Z KRZYSZTOFEM BARTOSZEM
AKTOREM TEATRU ITAN

Znak zodiaku : Bliźnięta
Ulubiony kolor: wesoły (cokolwiek miałoby to znaczyć)
Ulubiona potrawa: pierogi, chociaż nie pogardzi spaghetti albo warzywami z patelni i pieczenią.
Stan cywilny: szczęśliwie zaręczony.
Zawód: stroiciel fortepianów, aktor.
Najtrudniejszy moment w życiu : załamanie w trakcie prób do „Legendy Starszych panów”
Najłatwiejsza decyzja: podporządkować się życiu we dwoje z Moniką.
Niewidomy od urodzenia. Latem bardzo lubi grillować, wędrować po górach (Bieszczady!), spacerować, ujeżdżać tandem i poznawać nowych ludzi. Zimą pozostaje aromatyczna kawa i spotkania z przyjaciółmi, w trakcie których pasjonują się skokami narciarskimi.
JM: Jak trafiłeś do ITANa? Tak sobie siedziałeś któregoś dnia i pomyślałeś: spróbuję?
KB: To tak nie działa. Poza tym należałoby cofnąć się w czasie i opowiedzieć o naszym ukochanym Molierze na Szewskiej w Krakowie sprzed dwunastu lat…. To było miejsce, które pozwoliło nam zaistnieć i uwierzyć w siebie…
JM: Czyli, któregoś dnia słuchałeś książki, wstałeś i pomyślałeś: pójdę teraz do teatru i trochę sobie poaktorzę?
KB (ze śmiechem): Nie. Zaczęło się od tego, że skończyłem szkołę i w urzędzie pracy dowiedziałem się, że dla mnie, czyli zawodowego stroiciela fortepianów, pracy nie ma. Przypadkiem ktoś zwrócił moją uwagę na kartkę przypiętą na tablicy ogłoszeniowej – poszukiwano osób niewidomych do projektu teatralnego. Pomyślałem – dlaczego nie? Już w szkole interesowałem się teatrem i byłem widzem na bardzo wielu spektaklach.
I tak trafiłem do Moliera. Przeszedłem casting. Miałem straszną tremę. Trzeba było coś zaśpiewać… Pomogło mi to, że skończyłem szkołę muzyczna I stopnia. Spodobałem się i zostałem przyjęty do projektu. Wtedy zaczęliśmy pracę nad „Dzikimi łabędziami” na podstawie baśni Andersena.
JM: Spodobało ci się i postanowiłeś zostać?
KB: To nie było takie łatwe i jednoznaczne. Ze strony widza wszystko wygląda bardzo prosto – ot, aktorzy wchodzą na scenę mówią kilka kwestii wyuczonego tekstu, a potem idą do domu (KG śmieje się). Szybko okazało się, że aktorstwo to bardzo wymagający zawód. Na szczęście miałem okazję, nieco później, ukończyć kursy teatralne prowadzone przez stowarzyszenie Scena Moliera. Tam poznałem ruch sceniczny, zrozumiałem jak ważna jest emisja głosu … Cały czas się uczę. Cały czas. W tej profesji to jest proces. Dużo zawdzięczam Arturowi Dziurmanowi. Wiele pracy włożył w wyposażenie nas w odpowiednie umiejętności. On kształtował nas do wejścia na scenę… Na szczęście, kiedy dwanaście lat temu mieliśmy swoją siedzibę, istniała możliwość nauki i rozwoju w dobrych warunkach – teraz bez tego jest trudno…
JM: Przeszedłeś długą drogę…
KB: Tak. Ze starej Molierowskiej ekipy, „łabędziowej”, jak lubię ją nazywać, zostało już tylko kilka osób.
JM: Twój najtrudniejszy moment? Kiedy powiedziałeś sobie, że to już za dużo?
KB (zastanawia się): To było przy próbach do Legendy Starszych Panów. Wedy już pracowaliśmy od długiego czasu z aktorami zawodowymi, a wymagania sceniczne poszybowały bardzo wysoko. Musieliśmy zsynchronizować ruch, na który składał się również taniec, mieliśmy śpiewać, a razem tworzyć spójną całość. Nie wychodziło mi. Raz za razem. W końcu zszedłem ze sceny, zaszyłem się w kąt i pomyślałem, że nie dam rady. Potem przyszedł bunt: „przecież jeśli tego nie dźwignę posypie się praca całego zespołu! Weź się chłopie w garść!”. Później poszło już dużo lepiej.
JM: Czyli nie zrażała cię utrata stałej siedziby ani wyzwanie jaką jest praca z uznanymi aktorami tylko osobisty próg wytrzymałości?
KB (uśmiecha się): Tak. Tak to można ująć.
JM: A twój największy sukces?
KB: Radość ze wspólnego zamieszkania z Moniką – moją narzeczoną.
JM: O czym marzysz?
KB: Marzę o tym, żebyśmy znowu mieli swoje miejsce – teatr. Ze swoim adresem. Miejsce gdzie moglibyśmy się nadal uczyć i dzielić z widzami tym co przemawia do duszy – sztuką. Tą poważną, ale i lżejszą, abyśmy mogli razem przeżywać coś co łączy w magiczny sposób osoby z obu stron sceny. Bardzo chciałbym również, żeby „Wykluczeni” doczekali się emisji w telewizji. Równie mocno marzę, żebyśmy z Moniką mogli się pobrać i w dotychczasowej harmonii być ze sobą do końca życia.
JM: Życzę ci tego z całego serca i bardzo dziękuję za rozmowę.26231095_1619248421485291_8141347565276065926_n