Dziękujemy! 27.09.2023

WYWIAD Z RENATĄ SZCZEPANIAK AKTORKĄ TEATRU ITAN

Renia Szczepaniak Pajor
Znak zodiaku : Byk
Ulubiony kolor: czerwony
Ulubiona potrawa: pierogi ruskie.
Stan cywilny: szczęśliwa mężatka u boku kochającego męża. Matka wspaniałego syna Mateusza.
Zawód: masażystka, muzykoterapeutka, absolwentka AM w Łodzi, absolwentka Wydziału Wokalnego w Krakowie, aktorka.
Najtrudniejszy moment w życiu : utrata wzroku.
Najłatwiejsza decyzja: znajdowanie argumentu, żeby nie używać laski
Wzrok straciła, kiedy jako nastolatka poddała się operacji mającej podratować jej lepiej widzące oko. Mówi, że do dzisiaj – żal i bunt rzucają się jej do gardła uniemożliwiając oddychanie. Ale żyć trzeba dalej. Dla syna, dla męża i dla siebie. Mąż Reni nawołuje z drugiego pokoju, żebym wspomniała jaki jest fajny. I jest. Widać to w ich wzajemnych relacjach. Chociaż nie tylko. Renia z uśmiechem opowiada jak wielkim wsparciem zawsze był dla niej Marcin – kimś kto rozumie jej marzenia i upór. Bo trzeba być bardzo upartym, żeby bez własnego teatru, etatu i stałego miejsca ciągle doskonalić warsztat aktorski.
JM: Jak trafiłaś do ITANa?
RSzP: Z castingu. Podobnie jak Krzysiek, Mietek i Janusz. Sądzę, że pomogło mi trochę przygotowanie muzyczne – byłam w klasie wokalu, ale i tak mieliśmy wielkie szczęście. Dowiedzieliśmy się, że Artur Dziurman w odremontowanym przez siebie lokalu tworzy scenę teatralną. Tak trafiliśmy do Moliera.
JM: Czyli, mieliście swoje miejsce gdzie mogliście uczyć się aktorstwa?
RSzP (z zapałem): Tak! Wiesz jak to jest, kiedy się nie widzi – wystarczy stanąć dziesięć centymetrów za blisko lub za daleko i wypadek gotowy, a na scenie trzeba oderwać się o od myśli o swoich ograniczeń i wejść w rolę. Czasami to trudne do pogodzenia
JM: Dlaczego?
RSzP: Bez własnego teatru gramy w różnych miejscach. Salach o różnych rozmiarach, topografii i akustyce. Najpierw musimy poznać otoczenie, potem możemy sobie pozwolić na naukę roli. Na szczęście większość kolegów podchodzi do zadań aktorskich profesjonalnie.
JM: Co masz na myśli?
RSzP: Nie tylko pracują nad rolą, ale pomagają tym z nas, który widzą najsłabiej – (śmieje się) pociągną dyskretne za łokieć, kiedy zbliżamy się niebezpiecznie do brzegu sceny, szturchną, żeby nadać odpowiedni kierunek, kiedy ktoś się pogubi. Wbrew pozorom bez takiej współpracy byłoby bardzo trudno. Doskonale wpisali się w taką konieczność również nasi zawodowi i pełnosprawni koledzy. Możemy liczyć na wszystkich, ale chyba najdłużej są z nami Maciej Jackowski i Marcin Kobierski.
JM: Co sprawia Ci największą trudność? Co cię najbardziej dotyka?
RSzP (zastanawia się): Chyba reakcje ludzi. Osób zdrowych. Tych, których spotykam w codziennym życiu.
JM: Mam rozumieć, że łatwiej odnaleźć Ci się na scenie niż na przykład w sklepie?
RSzP (uśmiecha się): Można tak powiedzieć. W sklepie, u znajomych, a nawet u osób które kocham – mojej rodziny. Tam pierwszym odruchem jest litość, a mnie to strasznie złości.
JM: Trudno się dziwić, że w pierwszym odruchu niesprawność budzi przerażenie i współczucie.
RSzP: Nie do końca mogę się zgodzić. Może ktoś, kogo zaskakuje obecność w najbliższym otoczeniu osoby niewidomej w pierwszym odruchu reaguje litością i współczuciem. Jest jednak coś więcej. Sama nie wiem jak to nazwać…
JM: Co masz na myśli?
RSzP: Wiesz, że większość moich szkolnych koleżanek udaje, że mnie nie zna ?
JM: Przecież brak wzroku nie jest zaraźliwy.
RSzP: Nie jest (uśmiecha się), ale czasami trudniej niektórym osobom poradzić sobie z uczuciami, które w nich budzę, niż normalnie podejść i porozmawiać.
JM: O czym marzysz?
RSzP: Marzę o tym, że będę widzieć. Pragnę, abyśmy znowu mieli swój teatr. Miejsce gdzie moglibyśmy w przyzwoitych warunkach przeprowadzać próby i gościć wszystkich, którzy zdobędą się na odwagę, żeby przekonać się, że aktor niewidomy jest przede wszystkim aktorem. Artur Dziurman dba od dwunastu lat o to, żeby wydobyć z nas cały potencjał, które nikt inny nie zechciał dostrzec
JM: Oby tak się stało! Bardzo dziękuję za rozmowę.
27972120_1658488617561271_7514552004095670569_n