Dobczyce, 07-10.2013
Dobczyce – piękna podkrakowska okolica. Została wybrana jako tło do nakręcenia sekwencji filmowych na potrzeby nowego spektaklu teatralnego. Będzie to legenda o „Czarnej Damie”, na kanwie której scenariusz ułożył Artur Dziurman. Podjął się również reżyserii całego przedsięwzięcia. I cóż… Plan filmowy, jak dowiedzieliśmy się na miejscu rządki się swoimi prawami, a ściślej mówiąc prawa ustanawia REŻYSER. Tak więc śniadanko o 6.30, potem przebieranka (kto zakładał piękne czerwone trzewiczki „po kolana” śniadanko pałaszował „w trymiga”). 8.00 wszyscy do busa i na plan. A tam piękna mgła i dwaj dżentelmeni. Jacek Knopp za kamerą i Jacek Nowakowski z mikrofonem. Z mgły wyłaniają się dwaj następni: Artur Dziurman – REŻYSER, oraz jego asystent Kuba Kłeczek. No i startujemy. Cisza na planie! Kamera! Akcja! Jest doskonale! Fantastycznie! Ale… Prosimy jeszcze jeden dubelek. No cudownie! Teraz śpiewamy i po schodach! Za chwilę schodzimy (już bez śpiewu). Potem na rowerach i pieszo (jak kto może), na Zamek! Z zamku przeganiają, więc nogi za pas, rowery w garść i wio z powrotem po moście! Jest perfekcyjnie! Jeszcze ze cztery razy galopem to samo! Żeby tylko nie staranować naszego DROGIEGO KAMERZYSTY. Bo to CUD ARTYSTA! Po prostu DIAMENT! I chyba już oszlifowany…? Tak było do obiadu. A obiadek w cudownym dobczyckim skansenie. Między zabytkowym karwaszem, starym żurawiem(to taka dawna studnia) i innymi młockarniami i cepami, ale obrazy święte wiszą i kwiaty piękne. I cały skansen dzięki wielkiej gościnności Pani Kustosz, przez dwa dni do naszej dyspozycji. Po sutym posiłku sjesta krótka była. A po niej hulanki, na które jeszcze statystów zaproszono. Wśród nich Antoś z Wiliczki. Dzielnie tańcował i lagą większą od siebie wywijał. I muzyka żwawa. I grupa niezmordowana. I z dziesięć chyba diabełków. Ale nikt nie „pękał. Nawet Antoś się nie załamał. Potem już hotel na „Jałowcowej Górze”. Mimo zmęczenia emocje spać od razu nie pozwalają. Rano – poprzednie wrażenia jeszcze świeże, a tu REŻYSER dostarcza następnych. I mamy szalonego pustelnika – motocyklistę, Dzielnego Wiarusa (co prawda nie na karym Beduinie, a nie na kasztance), ale pięknie się prezentował. I Beduin i Wiarus. Następnie, zupełnie niespodziewanie – „szalona jazda bez trzymanki”. Wszystkie baby na wozie – koniom nielekko, ale tym razem to nie przez baty… Tylko REŻYSER, chyba w zmowie z KAMERZYSTĄ, … diabełki, diabełki, diabełki. A po obiedzie to już tylko „wypoczynek. No bo stroje (kto chciał) to już można było zdjąć. Zniknął gdzieś nagle REŻYSER, więc wreszcie trochę luzu. Cieplutko, słonko grzeje. Gdzieś od kościoła, chyba przypadkiem nadjechał „bryką” super gość, taki trochę macho. Nawet lepszy od woźnicy cośmy z nim na wozie jechały. No, może troszeczkę „skromniej” ubrany. Za to jego „bryczka” rzetelniejsza i wygodniejsza od tego drabiniastego wozu. Nawet długo nie musieliśmy prosić. Tak sam z siebie wziął nas i podwiózł pod karczmę. Grzeczny bardzo był. Drzwi od „bryczki” każdej otworzył. Teraz to raczej od Dobczyc, bo w Krakowie inaczej się ludzie „noszą”. Przedstawili się. A jakże. Lesiu i dwa Jaśki. Chcieli nas zaprosić do środka, ale ponieważ my niebawem musiałyśmy wracać na plan filmowy (gdzie wiadomo – prawa ustanawia REŻYSER), dałyśmy się tylko namówić na krótki „spacer”. Wesoło dosyć było, tylko pokrzywy wysokie. Jakoś tam mało koszą te trawniki. I tym miłym momencie ni stąd ni zowąd drugą „bryczką”, czy chyba nawet „karetą” nadjeżdżała „Czarna Dama” w osobie Magdaleny Sokołowskiej. Nie dość, że zepsuła nam miły „spacer” to jeszcze zaczęła robić zdjęciami i tym sposobem teraz trzyma nas „w szachu”, więc „Czarna” naprawdę będzie musiała odejść z tego świata. Na jej niekorzyść działa jeszcze fakt, iż namawiała i instruowała także skromne miłe panienki do sprośnych pląsów. I to w miejscu publicznym, na stole w zadymionej karczmie! Na szczęście nad całością do końca niezawodnie czuwał REŻYSER wraz z Danutą Damek – koordynatorem. I mimo swej żelaznej konsekwencji z jaką pracował na planie, był dla nas (i dla naszych „poczynań artystycznych”) wyrozumiały, cierpliwy i bardzo życzliwy. Więc teraz przed nami Cannes? A może jeszcze dalej? Cóż, kiedy my oprócz Dobczyc najbardziej kochamy Kraków. I przyjdą czasy, że „OSCARY” przyjdą do nas, uczyć się jak robić PRODUKCJE na miarę LAJKONIKA. Z jedną kamerą, jednym mikrofonem, z jednym REŻYSEREM i z jednym asystentem reżysera oraz garstką zakręconych emeryto-rencistów, zakręconych na punkcie robienia filmów i teatru (również z siebie).
„Niezmordowana Grupa” ITAN
Projekt Legendy Krakowa Łączą Pokolenia jest współfinansowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w ramach rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2012- 2013 (ASOS)